31/01/2013

Ile metrów kwadratowych przypada w Europie na osobę?

Eurostat i GUS podzielili się z maluczkimi wiedzą na temat ilości metrów kwadratowych, przypadających na jednego mieszkańca w wybranych 15 państwach Unii Europejskiej.

Gdzie żyje się najlepiej? jeśli kochacie duże przestrzenie to rozważcie przeprowadzkę albo na północ, albo nieco bardziej na zachód. W krajach skandynawskich na brak miejsca w domu raczej nikt nie narzeka, przeciętny Duńczyk ma dla siebie 53 metry kwadratowe, Szwed 44,3 zaś Fin 38 metrów. Umówmy się, na takim metrażu da się już zaszaleć i tłumaczy to poniekąd popularność jaką cieszy się w świecie styl skandynawski. Przestrzeń, biel i dużo światła – i owszem, można sobie na nie pozwolić.

Wysoko w rankingu są także Austria (52,1) oraz księstwo Luksemburg (51,8), u naszych zachodnich sąsiadów są to 43,4 metry kwadratowe, a w ogarniętej kryzysem Hiszpanii 36,4 metra.

No dobrze, ale zgodnie z definicją bloga my tu raczej o małych powierzchniach mówimy. Są powody do dumy, jeśli chodzi o najmniejszą ilość metrów na osobę Polska załapuje się na podium. Bezkonkurencyjni są tu mieszkańcy Rumunii, którym musi wystarczyć 15 metrów kwadratowych na osobę. Nieco lepiej jest na Łotwie (17,9 mkw), i na trzecim miejscu Polska, z 24,7 metra /łebka. Po piętach depcze nam Litwa, z wynikiem lepszym zaledwie o 0,2 metra.

 

Pamiętajmy, że to statystyka. Statystycznie rzecz ujmując, ja i moje dwa koty mamy średnio po 3,33 nogi. Dobranoc.

 

bloki2

 

źródło: wyborcza.biz

30/01/2013

Jak pomieścić książki w mieszkaniu?

Wstań, powiedz nie jestem sam, jak lata temu śpiewał pewien pan.

Natemat.pl porusza dziś problem z jakim- o dziwo- zmaga się sporo naszych rodaków cierpiących na miłość do słowa drukowanego. Jeśli nie dysponujemy dużym mieszkaniem w domku bądź w przedwojennej kamienicy, w którym spokojnie możemy wydzielić jeden pokój z przeznaczeniem na zabudowanie tegoż od podłogi do sufitu regałami z książkami, i jeśli jednocześnie nasz księgozbiór liczy sobie więcej niż tysiąc pozycji to mamy problem.

 

Jak wspominałam niedawno, sposoby na przechowywanie książek to jeden z tematów bardzo dla mnie na czasie. Gdy dowolny tytuł wnętrzarski zaanonsuje taki tekst nie ma zmiłuj, muszę kupić. Zwykle potem tego zakupu żałuję, bowiem biblioteczki prezentowane na fotkach mieszczą tak na oko do 500 książek. Dla książkoholika to tyle co nic, bowiem problem z upakowaniem kilku setek knig wielce skomplikowanym nie jest. Przy – powiedzmy- dwóch tysiącach mamy logistyczną łamigłówkę do rozszyfrowania. Niegłupim rozwiązaniem jest postawienie regałów w dwóch rzędach- pierwszy, przy ścianie stoi sobie spokojnie jak Bozia przykazała, drugi zaś rząd, na szynach, kursuje wzdłuż pierwszego. W tyle upychamy książki mniej potrzebne, rząd z przodu liczy sobie jeden regał mniej niż w tyle, tak by zapewnić dostęp do całego księgozbioru i jeśli tylko strop wytrzyma to jesteśmy uratowani. Jak foteczkę odpowiednią znajdę to zamieszczę, bo bardzo pomysł ten mnie ujął.

 

Padło słowo: regały. I słusznie, bowiem regały są wielbicielom książek do życia niezbędnie potrzebne. Z doświadczeń zaprzyjaźnionych współuzależnionych wynika, że warto odżałować większy wydatek i zamówić u stolarza solidne, drewniane regały, robione na wymiar. Jeśli jednak nasze małe mieszkanie jest tymczasowym i mamy świadomość że wkrótce będzie można przenieść się z całą biblioteczką do większego pomieszczenia to meble na wymiar sobie odpuśćmy, zdając się na ofertę odpowiednich sklepów.

Skojarzenie numer jeden: IKEA. Na ten raz mówimy IKEA, myślimy Billy. Billy to klasyk. W sam raz na studencką kieszeń (bądź na kieszeń delikwentów na tak zwanym dorobku), pakowany w zgrabne prostopadłościany, nic tylko ładować na samochód i samodzielnie skręcać w domowych pieleszach. Cenowo od 149 zł (wersja czarna lub biała) po 199 zł, mówimy oczywiście o regałach 80x28x202. O takich:

Billyźródło: Ikea.com

 

Książki teoretycznie zmieszczą się tu w dwóch rzędach, spokojnie można ustawić obok siebie ze trzy takie regały, co da nam w sumie jakieś 27 metrów bieżących książek. Kolankiem upchniemy tam pod półtora tysiąca tytułów, zwłaszcza że jest możliwość dokupienia w sklepie dodatkowych półek. Można też uzupełnić regał o nadstawkę.
Ale uwaga- obciążenie półki do 30 kg.
Mając przyjemność korzystać z regałów Billy od ponad 10 lat obserwuję niestety stały spadek jakości tychże- im nowsze meble, tym półki bardziej się wyginają pod ciężarem książek. Dlatego też kolejne regały to już raczej nie będzie Billy. Jeśli pozostaniemy wierni produktom szwedzkim, to raczej potestujemy serię Hemnes. Wykonana z litego drewna powinna sprawdzić się lepiej niż regał z płyty wiórowej. Cena oczywiście odpowiednio wyższa (499 za regał pojedynczy, niemal 2 tys. za regał o szerokości 270 cm) ale półki powinny więcej wytrzymać:

 

hemnesźródło:  Ikea.com

 

Gdy Ikei pod ręką niet, to – parafrazując starą reklamę- jak dobrze, że Jysk jest tak blisko. Na temat jyskowych mebli generalnie nie mam najlepszego zdania, ale obiektywnie trzeba przyznać, że stosunek ceny do jakości jest całkiem uczciwy. W ofercie mają pięciopółkowy regał Lars (płyta wiórowa plus okleina, czyli coś jak Billy. Acz cena wyższa bo 249 zł), ale ciekawie wygląda regał Foxton (499 zł). Wykonany z litej akacji jest nieco szerszy (90 cm) i głębszy (35 cm) niż Billy, gdyby tak postawić kilka pod ścianą efekt mógłby być niezły.

 

regał LarsLars po lewej, Foxton po prawej, źródło: jysk.pl

A dla bardziej wymagających, ale nie stroniących od meblarskich sieciówek: Meble VOX. Najprostszy regał biblioteczny ma osiem półek, opcjonalnie można uzupełnić go o dostawkę, cena wyższa niż u poprzedników, bo 799 zł, ale mebel też większy (99x35x204) niż wyżej wymienione. Kolorystycznie szału nie ma, wybrać można dowolny kolor pod warunkiem że będzie to orzech.

regal VOX
źródło: meble.vox.pl

Innym dobrym rozwiązaniem jest regał dwustronny, znakomicie dzielący przestrzeń pomieszczenia. Ten dla odmiany oferowany jest wyłącznie w białym kolorze, asymetryczne półki, całość wykonana z płyty laminowanej plus możliwość dokupienia niewielkich skrzynek (999 zł wersja podstawowa regału):

VOX-Regal-dwustronnyźródło: meble.vox.pl

A na koniec produkt poniekąd powiązany z dzisiejszym tematem. Wprawdzie za dużo książek tam nie zapakujemy, ale też nie takie jest jego przeznaczenie. Powstał raczej z myślą o tych, którzy lubią czytać przed snem:

lozko z regałem
źródło: meble.vox.pl

Jak mawiają na blipie: #chce.to, mimo że do małego mieszkania średnio się nadaje :)

 

 

PS. A propos wnętrz w starych kamienicach, z regałami pod sam sufit. We wrocławskiej kawiarni „Literatka” coś w ten deseń mają, jest wielka szafa, jest pełno książek, jest klimacik.

29/01/2013

Co w prasie wnętrzarskiej piszczy

Koniec stycznia się zbliża, zatem czas najwyższy nabyć lutowe numery „Mojego mieszkania” oraz „M jak mieszkanie”. Tutaj drobna dygresja, pojęcia nie mam kto na to wpadł, ale pomysł by niektóre magazyny ukazywały się z wyprzedzeniem niemal miesięcznym jest dla mnie równie pozbawiony sensu jak ten, by zimą w sklepach odzieżowych oferować letnie kolekcje. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nic nie dzieje się bez przyczyny i spece od marketingu temat obadały wnikliwie, zatem działanie takie musi być głęboko uzasadnione finansowo.

 

Ale ok, bierzmy się do roboty. Oba tytuły, „M jak mieszkanie” oraz „Moje mieszkanie” mają ze sobą wiele wspólnego, od wydawcy począwszy, na grupie docelowej skończywszy. Spore było moje zaskoczenie, przyznaję, gdy pewnego pięknego dnia zorientowałam się, że zarówno za MM jak i MjM odpowiada wydawnictwo Murator. Cenowo oba magazyny wypadają podobnie (3,99 i 4,99 PLN), droższe MjM jest jednocześnie o dobre dwadzieścia stron obszerniejsze. W środku propozycje dla typowego Kowalskiego, wnętrzarsko uświadomionego: mieszkania raczej polskie, urządzone sprzętami na które stać przeciętnego zjadacza chleba, szczytem rozrzutności są poduszki/pufy BoConcept za niecałe siedem stów. Próżno tu szukać fotek z sesji w willi na Lazurowym Wybrzeżu czy loftów, w których na osobę przypada dobrze ponad 100 mkw. Sofy w cenie niezłego samochodu to też nie ta bajka.

 

mm i mjm

 

W „Moim mieszkaniu” tradycyjnie dużo dobrego można znaleźć na stronach „przeglądowych” oraz w redagowanym przez Bożenę Kowalewską cyklu „ABC stylu”. Poziom trzymają kobiety z pasją, jest też szybka ściąga dla tych, którzy przymierzają się do zakupu umywalki, bądź skromniej: specjalnego garnka z myślą o zimowym pichceniu (garnki do tagine to ewidentnie hit sezonu). Nie będę ukrywać, z redaktorami MM jest mi bardzo po drodze, wnętrza jakie wyszukują bardzo mi się, podobnie jak sugerowane drobiazgi. Żeby za słodko nie było przyznaję, że niekiedy od infantylnych tekstów („gorąca kąpiel, mięciutki szlafrok i … wygodne papucie. Stopy nie zmarzną, a ty zadasz szyku wesoło podskakującymi pomponikami„) wszystko mi opada. Z gwizdem.

 

„M jak mieszkanie” stawia raczej na prezentację wnętrz. #Wstydliwewyznania, porcja kolejna: dajcie mi fotki mieszkań, a sprawdzę czy mają tam książki. Jeśli mają, to odruchowo staram się rozszyfrować choć kilka tytułów. Wiem, wiem, to się leczy ;)
(Przy okazji kolejny raz potwierdza się moja teoria, że jeśli ktoś ma więcej niż dwie półki książek, to z dużym prawdopodobieństwem można się wśród tych książek doszukać fantastyki. U Agnieszki i Maćka w mieszkaniu prezentowanym na str. 16-25 przyuważyłam Martina i Tolkiena. Git.)

Natomiast wnioski płynące z artykułu „Płeć wnętrza” są niezbyt wesołe- wychodzi bowiem, że jestem facetem :P Owszem, marzy mi się duża kuchnia, ale wszystkie ozdobne filiżanki oddam z pocałowaniem ręki za komplet doskonałych noży. I wszystkie redakcyjne propozycje (salon, kuchnia, łazienka) wybieram w wersji „dla niego”. Cóż.

Ponadto w MjM dłuższy artykuł o kawie i akcesoriach do parzenia tejże, trochę porad związanych z kupnem mieszkania (nic odkrywczego, słowo), a na okoliczność zbliżających się Walentynek obie redakcje wzięły na tapetę sypialniane motywy. Czy warto kupić? Jeśli poziom obu tytułów wam odpowiada to oczywiście, bowiem oba numery utrzymują równy poziom. Ale w środku na ten raz niewiele tekstów dla posiadaczy małych mieszkań.

 

Przedmioty IMHO warte odnotowania to:

 

lampy Pulz (seria Lampetta), stylizowane na samochodowe reflektory.

Lampetta pultzźródło: skandinavische-lampen.de

Pościel bawełniana Sueños (jak kocham czerń, tak zimową porą odbija mi w kierunku pstrokacizny)

suenosźródło: zalando.pl

 

Klimatyczny zegar na ścianę, ze względu na pokrewieństwo motywów w sam raz do kuchni:

 

zegar

źródło: oldhouse-vintage.pl

 

Taca metalowa, o średnicy niemal pół metra

taca Madam Stoltz

źródło: scandiconcept.pl

28/01/2013

Mistrz porządkowania

Bez konta na Facebooku chyba jednak się nie obędzie, bowiem liczba nader ciekawych zdjęć jaka przewija się przez serwis Zuckerberga jest doprawdy oszałamiająca.

 

A tymczasem na szybko jedna foteczka. GHOST II autorem którego jest Michael Johansson ze szwedzkiego Malmo to propozycja z roku 2009. Ideał w temacie maksymalnego wykorzystania dostępnej przestrzeni użytkowej. Przy okazji kolejnych generalnych porządków wezmę, wydrukuję, przykleję na lodówkę, niech mi będzie inspiracją ;)

 

ghost II

źródło: facebook.com/ArchiElis

27/01/2013

Domek dla studenta. Poniżej 10 mkw

Na okoliczność weekendu taki oto obrazek:

 

bostaderźródło: https://www.facebook.com/architekturawnetrz

Co on przedstawia można rozszyfrować po tytule wpisu- jest to mianowicie widok wnętrza domku, zaprojektowanego przez pewną skandynawską firmę z myślą o studentach. Powierzchnia tegoż apartamentu wynosi mniej niż 9 metrów kwadratowych (8,8 mkw, żeby być precyzyjnym). Oczywiście założenie było takie, że student jak to student, większość czasu spędza na uczelni, imprezach i w bibliotekach (hehe), zaś do domu będzie zaglądał na noc (a i to niekoniecznie). Mamy tu zaplanowaną minikuchnię, jest łazienka z prysznicem, trochę półek. Teoretycznie wygląda to nieźle, acz gdy uświadomimy sobie jak na tym tle prezentuje się dorosły człowiek (klikamy) to już nie jest tak różowo.

Wprawdzie znam studentów mieszkających swego czasu w: garażach, altankach, suterenach czy dosłownie w piwnicach (inwencja właścicieli nieruchomości względem wynajmowania studenciakom lokalu jest nieograniczona), ale taka tyci lokalizacja to jednak pewna przesada. Z drugiej strony, porównując ten domek ze swoim M2 czy M3 człowiek momentalnie stwierdza „uj, rabbi, jaki znów ciasny domek? ja teraz mieszkam w pałacu…”

24/01/2013

Nowa kolekcja Tchibo skrojona pod małe mieszkania

Ha! czyżbym całkowitym przypadkiem idealnie wpasowała się w czas i miejsce z założeniem tego bloga? Pierwsza była IKEA, jakby inaczej, która ze dwa albo i trzy lata temu promowała ciekawe pomysły na wygodne urządzenie małego wnętrza. Jak katalogów nie zbieram, tak ten gdzieś zachomikowałam, bo koncepty mieli dużej urody.

Teraz, zupełnie znienacka, zaatakowała mnie reklama marki Tchibo. O tym że mają w ofercie nie tylko kawę i ustrojstwa do jej parzenia i picia wiem od jakiegoś czasu, ale na ten raz w oczy bije banerek Sprytne pomysły na aranżacje małych przestrzeni. No to już musiałam kliknąć.

Wśród proponowanych pomysłów mają kilka zgrabnych wieszaków. Najbardziej ujął mnie ten składany, ale nie powiem by projekt rzucił wyżej podpisaną na kolana:

 

wieszak
Mebelek w sam raz do sypialni (przy założeniu, że małopowierzchniowi nie mogą sobie pozwolić na posiadanie odrębnej garderoby), a ponieważ potrzeba matką wynalazków to podejrzewam że w nagłej potrzebie mógłby zostać zdegradowany do roli banalnej suszarki na pranie.

 

Gdybym nie miała nadaktywnego dziecka lat niemal trzy, które regularnie włazi w każdy kąt, ze szczególnym uwzględnieniem miejsc chybotliwych, to poważnie rozważałabym zakup takiego taboretu:

 

taboret

On, mili moi, kołysze się na wszystkie strony. Jak dla mnie – bomba, acz bomba z opóźnionym zapłonem z uwag na wspomnianych wyżej nieletnich. Wyobraźnia bowiem podpowiada mi nader malownicze, choć zapewne nie przewidziane przez producenta, zastosowania mebelka w wykonaniu dzieci.

 

Produkt numer trzy, nad którym ewentualnie mogłabym się zastanowić, to stoliczek- pomocniczek z opcją ustawiania na trzy różne sposoby plus symboliczna półeczka na drobiazgi, które akurat chcemy mieć pod ręką.

 

stolik1

 

I jeśli chodzi o mnie to w zasadzie na tyle. Z Tchibo mam jeszcze ten problem, że ich produkty zazwyczaj bardzo podobają mi się w wersji internetowej. Gdy zaglądam do sklepu stacjonarnego to te same budzące zachwyt przedmioty radykalnie tracą na urodzie. Dziwna sprawa, ale oznacza to ni mniej ni więcej, że grafik dobrze wykonuje swoją pracę i dziewczynie/ chłopakowi jakaś premia by się należała. Ta kolekcja dostępna jest wyłącznie online, zatem do zobaczenia innym razem, Tchibo ;)

 

Wszystkie fotki ze strony Tchibo.pl

24/01/2013

Odrobina luksusu: Juicy Salif

Mały metraż małym metrażem, ale nie samą Ikeą człowiek żyje. Od czasu do czasu warto sprawić sobie jakiś luksusowy drobiazg, ot tak, dla zachowania zdrowia psychicznego. W zależności od tego co kto lubi, mogą to być perfumy, może to być jakieś biżuteryjne cacko, ale ponieważ my się tu w kręgach wnętrzarskich obracamy, to nie sposób nie przywołać ikony designu. Czyli wyciskarki do cytryn Juicy Salif, zaprojektowanej przez Philippe Starcka dla marki Alessi.

 

Juicy Salif
fot. Alessi.com

 

Koń jaki jest każdy widzi. Philippe Starcka można za jego projekty uwielbiać, można znienawidzić, można wreszcie traktować jego twórczość nader wybiórczo, sentymentem obdarzając wyłącznie niektóre spośród jego dzieł. Obok Juicy Salif też trudno przejść obojętnie. To gadżet kojarzący się raczej z filmami SF, imponujący chłodną elegancją i przyciągający wzrok niczym magnes. Z funkcjonalnością obawiam się może być nieco gorzej, ale umówmy się, sam autor był zdania, że wyciskarka ma przykuwać uwagę, prowokować dyskusje, a nie pełnić rolę kolejnego kuchennego sprzętu…

Na miano ikony designu zasłużyła już dawno, ma też swoje miejsce w historii. Można ją spotkać w muzealnych salach, często gości na zdjęciowych dokumentacjach wnętrzarskich magazynów, a choć jest w sprzedaży od ponad dwudziestu lat to nadal robi furorę, nie tylko wśród japiszonów z korpo. Dla zdeklarowanych fanów designu dostępna również w wersji mini.

Jest to jeden z przedmiotów, które choć niewielkich gabarytów, to są w stanie zdominować otoczenie. W jak najbardziej pozytywnym sensie oczywiście. Świetnie się sprawdzi jako pomysł na ślubny prezent. 

Dostępna m.in. za pośrednictwem Fabryki Form, 255 pln i jeden egzemplarz jest Wasz :)

23/01/2013

Naprawdę małe mieszkania dla wrocławskich studentów

Kilka miesięcy temu we wrocławskiej prasie głośno było o projekcie „Starter”. Ktoś bowiem wpadł na znakomity moim zdaniem pomysł i postanowił w dawnym hotelu asystenckim stworzyć specyficzny akademik. Czym miałby się on wyróżnić spośród dziesiątków podobnych lokali? Otóż mieszkania byłyby kupowane na własność. Powierzchnia na kolana nie rzuca, wręcz przeciwnie, bowiem metraż zaczyna się od 11,3 mkw a kończy w okolicach 27 mkw. Cenowo jest całkiem atrakcyjnie (najmniejsze mieszkania poniżej 100 tys. pln), deweloper zapewnia o wysokim standardzie oferowanych nieruchomości. Sądząc po informacjach podanych na stronie internetowej, większość mieszkań jest już zarezerwowana bądź wykupiona.

Co mamy w środku? mieszkania wykończone „pod klucz”. Jeśli wierzyć wizualizacjom na słowo, prezentują się one całkiem przyzwoicie:

Starter2 Starter1 Starter4 Starter3
fot. materiały prasowe

 

Czy ten projekt ma szanse powodzenia? moim zdaniem tak, pod warunkiem że będziemy pamiętać o odgórnych założeniach. Czyli że są to mieszkania dla studentów, względnie dla ludzi dopiero wchodzących w dorosłe życie. Dla Nastii Strzeleckiej z powieści Suworowa ideałem była możliwość spakowania się w żołnierski plecak, krótka piłka: co w rzeczonym plecaku się nie mieściło było zbędne. Zakładam że wśród współcześnie nam żyjących taki ascetyzm jest nieczęsto spotykany, ale też wśród znajomych studentów nadal jest wiele osób dających sobie spokojnie radę z dwoma kubkami, jednym garnkiem, jedną patelnią itd.

Dalej, są to mieszkania dla singli, względnie dla pary. Dwie osoby dorosłe z dwójką dzieci zapewne dałoby się na tym metrażu upchnąć (kolankiem), ale nawet w małym mieszkaniu jakieś minimum komfortu trzeba sobie zapewnić, prawda? Czyli lokum na start, a po zakończeniu studiów albo dalej go odsprzedajemy, albo wynajmujemy kolejnym chętnym a sami przeprowadzamy się do ociupinkę większego mieszkania. Ma to jakiś sens.

Wrocław ma szczęście do eksperymentów mieszkaniowych. Jakiś czas temu czytałam artykuł o panu który urządził się całkiem znośnie na kilkunastu metrach kwadratowych (postaram się odszukać ten tekst, jeśli mnie pamięć nie myl bohaterem był jakiś pracownik naukowy, a cały projekt był zarazem socjologicznym eksperymentem), teraz szansę mieszkania na niewielkiej powierzchni będzie miało kilkadziesiąt kolejnych osób. Owszem, ceny mieszkań we Wrocławiu są nadal koszmarnie wysokie, zwłaszcza w centrum i być może takie właśnie „mini- apartamenty” są najlepszą odpowiedzią na potrzeby rynku. Czy się sprawdzą zobaczymy już niedługo, za niecałe pół roku pierwsi lokatorzy powinni móc się wprowadzać…

20/01/2013

Trofast- rodzicielskie ‚must have’

Być może powinnam to otagować sławetnym blipowym „wstydliwe wyznania”, ale podoba mi się to, co oferuje IKEA. Relację ceny do jakości ma chyba najlepszą na rynku (a już na pewno najlepszą spośród sieciowych producentów). Wzornictwo- całkiem, całkiem. Wprawdzie nimb kultowości marki powoli wydaje się zanikać i mieszkanie urządzone li i jedynie sprzętem ikeowym to coraz rzadziej powód do dumy, ale nadal tysiące naszych rodaków Ikeę darzą nader ciepłymi uczuciami. Kto ma wątpliwości to zapraszam do nich na zakupy, jeszcze się nie spotkałam ze zjawiskiem pt. IKEA i pusto w sklepie ;)

Ale do rzeczy. Spośród naprawdę wielu genialnych pomysłów i propozycji do wnętrza, jedna wydaje się być pozycją obowiązkową dla posiadaczy małych dzieci. Ponieważ od pewnego czasu w ankietach przy pytaniu o wiek odhaczam rubrykę ’30-40′ to siłą rzeczy większość moich znajomych również jest na etapie posiadania mocno nieletniego potomstwa. I w zasadzie nie kojarzę znajomego/zaprzyjaźnionego domu,  w którym są małe dzieci, a w którym nie ma takiego oto regału:

Trofast

fot. ze strony ikea.com

 

Trofast to mebel wedle mojej oceny wspaniały. Uwielbiany przez rodziców, bowiem w pudełkach mieści się naprawdę dużo dziecięcych klamotów. Sprawdza się znakomicie jako przechowalnia przytulanek, klocków (zwłaszcza klocków Lego), kredek, pisaków, farb, małych zabawek, słowem całego szpeju jaki zwykle poniewiera się po podłodze i z którym doprawdy nie wiadomo co zrobić. Dzieciom pasuje, bowiem jest to mebel na który można się wspinać, można przysiąść na jednym ze ‚schodków’, można również potraktować regał jako sprzęt ułatwiający dostęp do wyżej położonych półek. IKEA standardowo zaleca umocowanie regału do ściany, aby całość nam się znienacka nie przewróciła, ale bez tego problemu być nie powinno, bowiem jest to sprzęt nader stabilny.

Szafka z obu stron wygląda tak samo, więc czy ustawimy ją pod ścianą w ten sposób, czy też obrócimy o 180 stopni większej różnicy nie robi. Pojemniki z tego co pamiętam kupuje się osobno, ma to ten plus że można sobie dowolnie skonfigurować zestaw. Oczywiście mebelek nadaje się nie tylko do pokoju dziecięcego, ale tam spełnia się ekstraordynaryjnie.
Czy polecam? no ba! Czy mam na stanie? oczywiście, i niewielką przesadą będzie jeśli stwierdzę, że życia sobie bez niego nie wyobrażam :)

19/01/2013

Małe mieszkania. Dom & Wnętrze, wydanie specjalne

Skusiłam się. Generalnie zanim kupię jakiś nowy magazyn, zwłaszcza wnętrzarski, to sprawdzam choć pobieżnie, co on sobą reprezentuje. Innymi słowy, czy jest mi po drodze z gustem redakcji i czy nadajemy na zbliżonych falach. Tym razem nie, złapałam gazetę, zapłaciłam i pognałam po dziecko do szkoły.

I to był błąd.

Nie, że numer jest do niczego, bo obiektywnie rzecz ujmując trochę wartościowych informacji w nim znajdziemy. Ale jeśli przypadkiem regularnie kupujecie „D&W” to odpuśćcie sobie ten numer. Prezentowane w nim wnętrza były pokazywane już wcześniej na łamach czasopisma, pod tym względem nihil novi. Gadżety, dodatki, meble – też mam wrażenie, że już je gdzieś widziałam.

DiW Małe mieszkania

 

Co zatem mamy ciekawego w środku? Genialnie pod względem funkcjonalności (a i estetyka całkiem, całkiem) rozplanowane 36,5 mkw w wykonaniu graficzki z Poznania (strony 40-47). Na stronach 58-62 pomysłowe 52 mkw dla rodziny z dwójką dzieci, zwyczajne mieszkanie dla zwyczajnie żyjących ludzi jak to ładnie cytowana w artykule pani architekt zauważyła.

Po za tym kilkanaście stron z poradami, trochę reklamowego stuffu ‚z ostatniej chwili’ (sorry, dziewczyny i chłopaki, ale zbyt często widzę w różnych tytułach identyczne propozycje, by wierzyć w bezinteresowność redakcji), w sumie 12 zeta za 90 stron. Czy warto kupić? jeśli nie mieliście dotychczas do czynienia z tym tytułem to można. Jeśli kupujecie „Dom & Wnętrze” regularnie to patrz wyżej :)

Kilka ciekawskich mebelków sobie z tego numeru wynotowałam, pech w tym że ostatnio silnie przemawia do mnie styl industrialny, który słabo sprawdza się w przeładowanym książkami niewielkim mieszkaniu…