Mało-mieszkaniowy blog cichcem przekształca mi się w bloga kubeczkowego, ale cóż mogę zrobić, jak podczas zakupów trafiam na kubki wołające z półki wielkim głosem „Przygarnij mnie”? Otóż to, w pewnych sytuacjach walka jest bezcelowa. Mam małe mieszkanie, to się nie zmieniło, ale w tymże małym mieszkaniu mam dużo kubków. I też nie zawaham się ich użyć. Ale do rzeczy.
Kiedyś wspominałam chyba, że wśród sklepów wnętrzarskich na prowadzenie wybiła się u mnie Homla. I śmiem twierdzić, że nie tylko u mnie. Skandynawska elegancja i zwyczajna uroda sprzedawanych tam przedmiotów sprawiają, że chce się zaglądać do sklepów coraz częściej. Wprawdzie z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia zrobiło się u nich tak jakby ludycznie, ale niestety grudzień to czas gdy we wszystkich sklepach zaczyna dominować czerwień, zieleń i uśmiechnięte reniferki. I brokat, dużo brokatu. O świątecznych durnostojkach pewnie jeszcze coś napiszę, bo to temat wdzięczny, do porcelany z Villeroy & Boch wzdycham co roku (i co roku sobie tłumaczę, że poczekaj kobito aż będziesz miała gdzie to wszystko poustawiać) i tak się jakoś zdarzyło że w tym sezonie kompensuję sobie kubeczkami.
Jakie kryteria powinny spełniać idealne kubki wedle Asiekowych wytycznych to już nie raz zdążyłam światu obwieścić. Objętość pół litra i więcej, to podstawa. Te z Homli mają wedle metki 0.6 litra i powiem że to by się w miarę zgadzało. Nie wiem też do końca o co chodzi i skąd mi się to bierze, ale na zimowych kubkach wzorek luźno nawiązujący do tego co można znaleźć na wełnianych swetrach jest ok. Takie kubeczki, o które aż się chce zagrzać zimą ręce. Tak, duży potencjał insta ja tu widzę…
Cena: ok 30 zł, kubeczki minimalnie różnią się od siebie detalami.
Ale mam też wyjątek od powyższych reguł.
Nie przepadam za kolorem niebieskim, więc logicznym jest, że kupiłam kubek niebieski.
Lubię kubki duże, a ten ma może 350 ml pojemności i to chyba zbyt optymistyczne założenie.
Ale wiecie co? Fajny jest :) Też Homla, za jedyne 14.90 pln