Listopad może nie cieszy się powszechną sympatią w narodzie, ale ja ten miesiąc bardzo lubię. Za mgliste klimaty, za niesamowitą atmosferę Wszystkich Świętych i Zaduszek, za pierwszy śnieg, za możliwość posiedzenia pod kocem z książką i herbatą. Zaprawdę, w żadnym innym miesiącu ten zestaw nie sprawdza się tak dobrze jak w listopadzie. Listopad to jest również ten miesiąc, w którym co roku odwiedzam sklep NANU NANA. Po kiego czorta? żeby kupić kubki ;)
NANU NANA to taka kolorowa sieciówka spod znaku wyposażenia wnętrz, głównie szkło, świeczki i mnóstwo durnostojek. Kiedyś lubiłam ich bardziej, odkąd poszli w asortyment spod znaku śmieszne rzeczy na osiemnastkę trochę nam się drogi rozeszły, ale zimowe kubeczki mają w dechę.
Rzeczone kubki mają parę zalet. Są duże, ale nie za duże. Dobrze się z nich pije (wiem, durny argument, ale słowo daję, te mają niemal idealną krawędź), są przyjemnie zaokrąglone, nie za ciężkie, dobrze grzeją ręce i jeśli nie ma się nic przeciwko brązowemu kolorowi, to jest to naczynie w sam raz ;) Nie wiem wprawdzie, po kiego dołączają do nich nieporęczne łyżeczki, ale niech im będzie. Kubeczki maja też jedną wadę. Trudno je utrafić w środku lata. Być może z uwagi na napis „Hot drinks” widniejący na ściance, widzę je w sprzedaży wyłącznie jesienią lub zimą. I drałuję rok w rok do sklepu, uzupełnić wytłuczone braki.
Być może nie wyglądają zbyt efektownie. Ale powiem Wam jedno – w kategorii „Mój ulubiony kubek” zajmują u mnie niezmiennie miejsce na podium.
(z kronikarskiego obowiązku: cena 14.90 zł)
A środek, a środek jaki? Też ciemny , czy np. beżyk przyjemny?
dla każdego coś dobrego, i beżyk i brąz ;)